Historia kapucynów w Tenczynie

O nas

Opracował o. Wincenty Tomkiewicz OFMCap., Krosno 1969

Tenczyn, podobnie jak Skomielna Czarna, leży w Beskidzie Wyspowym, przy autostradzie zakopiańskiej, w połowie drogi Kraków – Zakopane. Gwoli prawdy należy dodać, że tylko część dolna Tenczyna przylega do autostrady, reszta zaś kryje się w przepięknej kotlinie nad potokiem między podnóżami szczytów Szczebla i Lubonia Wielkiego, sięgających tysiąca metrów nad poziomem morza. Z górnego Tenczyna rozpościera się wspaniała panorama na Mszanę Dolną i Dolinę Nowosądecką. W dnie pogodne jawi się na horyzoncie Turbacz z Gorcami. Obie góry: Szczebel i Luboń Wielki, pokrywają lasy różnorodne o dużej jednak przewadze drzew iglastych. podobnie jak okoliczne wioski Tenczyn rozpada się na „role”. Ziemia kamienisto – glinkowata zasługuje raczej na miano macochy, a nie matki rodzicielki; wiele znoju i trudu ludzkiego potrzebuje do wydania nikłych plonów. Lud dobry i pobożny ma także i swoje cienie.

Dzieje przedkapucyńskie: XVIII-XIX w.

Historia kościoła w Tenczynie to typowa epopeja, w której nemezys dziejowa odgrywa niepoślednią rolę. 

Myśl wybudowania kościoła w Tenczynie, jak podaje tradycja miejscowa oraz zapiski Jana Stankiewicza, wyszła od samej księżny Lubomirskiej, właścicielki wioski. Działo to się w roku 1734. 

Księżna wysłała Bachułę, kołodzieja dworskiego, do wójta Pasia. Kiedy wzywany się pojawił, Lubomirska wyłuszczyła mu swój zamiar stawiania świątyni na jego parceli „flagówka”. W owych czasach ziemia orna stanowiła jedyną podstawę bytu i dochodu. O każdy kawałek ziemi zabiegano z największą skwapliwością. Jak było do przewidzenia, wójt odmówił, a swój negatywny stosunek do zamiarów księżnej motywował spadkiem dla dzieci. Co im w spuściźnie zostawi na życie? 

Lubomirska urażona nie nalegała więcej i po jakimś czasie wyjechała do Krakowa. Plan budowy kościoła z jej wyjazdem legł w gruzach na parę dziesiątek lat. Chłopi nie wykorzystali okazji, bo sprawa świątyni w Tenczynie była podówczas dla nich jeszcze niezrozumiała. 

Lubomirska widocznie nie była niewiastą upartą, skoro w czasach pańszczyzny i poddaństwa nie forsowała swej myśli. Ziarno rzucone przez Lubomirską nie wzeszło wprawdzie, ale też i nie obumarło, pozostało na lata w letargu. 

Zamiar księżnej będzie usiłował w postać realną przyoblec ks. Jan Biedrończyk, rodak z Tenczyna, proboszcz w Ryczowie k. Zatora, w roku 1865. pobożny kapłan żył oszczędnie, a uciułany grosz chciał obrócić na budowę świątyni pańskiej w swojej rodzinnej wiosce. Ks. Biedrończyk miał więcej możliwości zrealizowania planu od Lubomirskiej, gdyż darował i własną parcelę pod kościół na „mikułowej”. Władze wiejskie odmówiły rąk do pracy i pomocy. Jeszcze Tenczynowi własny kościół nie wydawał się potrzebny. Bezradny ks. Biedrończyk zakupił dzwon 70 kg dla wioski rodzinnej i polecił wieżę prymitywną dla niego wystawić. Tenczynianie nawet do tego okazali się nie bardzo skłonni. poirytowany rodak duchowny rozkazał dzwon powiesić na „padance”, tj. przydrożnej gruszy, by im przypominał obojętność i budził serca z uśpienia do tęsknoty za własnym kościołem. 

Odpowiednia chwila i sposobność posiadania na miejscu świątyni przeminęła niewykorzystana. Po raz trzeci z budową kościoła w Tenczynie wystąpi sam ks. proboszcz, Wawrzyniec Solak, w Lubniu w 1874 roku. Zanim zdążył zbożny zamiar ucieleśnić, przeniesiono go do Andrychowa. 

Następcy na urzędzie proboszczów w Lubniu nie spieszyli się z budową kościoła filialnego, całą troskę poświęcając kościołowi macierzystemu. Skoro sami mieszkańcy Tenczyna obojętnie do tej sprawy podchodzą, nikt im nie będzie się z ofertą bardzo kosztowną narzucał.

Lata 1900-1945

Wreszcie myśl Lubomirskiej, ks. Biedrończyka i ks. Solaka poczyna kiełkować. Tenczynianie z postawy pasywnej i obojętnej przechodzą do akcji. W tej sprawie nawet skierowano prośby do Książęco – Metropolitalnej Kurii w Krakowie, w 1907 roku. Co na taką zmianę umysłów wpłynęło, dzieje milczą. Na ten temat można jedynie snuć różne przypuszczenia, mniej lub więcej trafne. Od tej chwili inicjatywa budowy kościoła wychodzi od mieszkańców i jest w rękach samych zainteresowanych. Do przeszłości niepowtarzalnej należą czasy ks. Biedrończyka. 

W Lubniu zostaje proboszczem ks. Wądrzyk, który z miejsca przystępuje do budowy świątyni murowanej w miejscu drewnianego dotychczas kościoła macierzystego. Do Tenczyna jeszcze raz uśmiechnęło się szczęście w postaci chętnego fundatora kościoła. 

W kamieniołomach tenczyńskich większe prace państwowe prowadził inżynier architekt Hołuj. Jako podziękowanie Bogu za szczęśliwe zakończenie prac bez wypadków, postanowił sumę pieniężną, którą dysponował na wypłacenie ewentualnych odszkodowań na nieszczęśliwe wypadki, obrócić na chwałę Bożą. Suma była niebagatelna, bo 20 000 złotych przedwojennych. Pan inżynier Hołuj ze swoim zamiarem zgłasza się u ks. Wądrzyka w Lubniu. Proboszcz z duszy myśl pochwalił, z małym zastrzeżeniem: niech mieszkańcy Tenczyna przed budową swego kościoła dopomogą do ukończenia świątyni macierzystej w Lubniu. Tenczynianie chętnie przystali na koncepcję swego ks. proboszcza. W czasie pracy około kościoła w Lubniu wybucha druga wojna światowa. Ks. Wądrzyk zginął w lagrze oświęcimskim. W latach okupacji nie dało się już przystąpić do budowy kościoła w Tenczynie.

Lata powojenne

Natomiast zaraz po wojnie Tenczynianom się spieszy, na przekór przeszłości, i chcą jakby nadrobić stracony czas. W 1947 roku Tenczyn gromadzi materiał na świątynię, a inżynier architekt Otto Fedak z Myślenic sporządza wstępny projekt roboczy. Wszystko to dzieje się bez wiedzy władz duchownych. Ludziom wydaje się, że jak sami zechcą, tak będzie. Szybko jednak Tenczyn zorientował się, że obraną drogą niewiele zyska. Toteż przedstawiciele Tenczyna wysyłają delegację do Kurii Książęco – Metropolitalnej w Krakowie w celu spowodowania wizji lokalnej i ostatecznego ustalenia miejsca pod budowę. Z polecenia Kurii Metropolitalnej zjeżdża w 1951 roku ks. dziekan i wspólnie z mieszkańcami Tenczyna ustalają parcelę pod kościół. Najodpowiedniejszym miejscem była rola „Flagi” pod figurą Matki Bożej. Następne lata mijają na kołataniu do różnych biur, referatów. Biskup Franciszek Jop w 1954 roku oficjalnie na piśmie zwraca się do referatu wyznań. Urząd wyznaniowy uważał za stosowne na pismo biskupie nie odpowiedzieć. Zresztą referat wyznań nigdy nie poważy się na danie odpowiedzi negatywnej. Natomiast chętnie tłumaczył niewłaściwość zabiegów. Religia katolicka lada moment zniknie w Polsce. Czy może lepiej wystawić w miejsce niepotrzebnego kościoła dom ludowy, kino? Wszystkie sofizmatyczne argumenty nie czepiały się dusz religijnych, lecz budziły ostrą reakcję. Tenczyn jest apostolski, soborowy, nie ten sprzed 200 laty. Kiedy ostatecznie rozwiał się „kult jednostki”, a do władzy przyszedł Władysław Gomułka, Tenczyn śle z miejsca delegację do Warszawy. W styczniu 1957 roku otrzymują Tenczynianie zatwierdzenie planów budowy kościoła. Ci sami urzędnicy teraz załatwiają pozytywnie i szybko prośbę Tenczyna. 

Ludność z ogromnym zapałem przystępuje do wykonania wykopów pod fundamenty. Wszystko już jest, ale brak najważniejszego – księdza na miejscu do kierowania robotami. Kuria Metropolitalna w Krakowie nie dysponuje księdzem odpowiednim. Tenczynianie nie wybierają sobie kapłana. Może być stary, młody, zakonny, diecezjalny, byleby go mieli. Podobnie jak było ze Skomielną Czarną, tak się stało i z Tenczynem. O. Ernest Łanucha delegacji z Tenczyna dał odpowiedź pozytywną. Kuria Metropolitalna w Krakowie dnia 17 VI 1957 roku wystosowała pismo do prowincjałatu naszego. Przytaczam zasadniczy i najważniejszy passus z niego: „Przychylając się do przedstawionej nam prośby, pozwalamy na zajęcie się przygotowaniem domu zakonnego OO. Kapucynów w Tenczynie, Par. Lubień z zastrzeżeniem zachowania przepisu kan. 497 §1” . Ten krok kurii i prowincjałatu zakończył okres starych dziejów, w których miscelantur tristia laetis (mieszały się smutne z radosnymi).

Bracia Kapucyni w Tenczynie

Prowincjał o. Ernest Łanucha wystawia obediencję na Tenczyn o. Remigiuszowi Krancowi. Obowiązkiem nowo mianowanego ma być cura animorum oraz budowa plebanii i kościoła. Na razie ma doglądać budowy prowizorycznej kaplicy mającej stanąć pod figurą Matki Bożej na roli Flagi. 

Wybór osoby do takiej misji nie mógł być trafniejszy. O. Remigiusz jeszcze w Skomielnej Czarnej zapoznał się dokładnie z mentalnością i psychiką góralską, tą dodatnią, jako też i ujemną. 

Zapał okazany przy budowie kaplicy można jedynie porównać z pierwszymi wiekami chrześcijaństwa. Kaplicę obszerną o wymiarach 21 x 9 m wystawiono w przeciągu 20 dni. Duszą tego rekordowego przedsięwzięcia, jak podkreśla kronika, był Jan Stankiewicz. Autorem zaś projektu kaplicy jest nasz br. Efrem, uzdolniony pod każdym względem. Wyposażenia liturgicznego do kaplicy dostarczyły klasztory Prowincji Krakowskiej. 

Kuria Metropolitalna w Krakowie, w oparciu o pozwolenie prezydium PRN wydział budowlany w Myślenicach, deleguje o. Remigiusza do poświęcenia Domu Bożego, głoszenia kazań, odprawiania Mszy św. oraz słuchania spowiedzi. 

Poświęcenie nastąpiło modo privato dnia 30 VIII 1957, w asyście o. Wenantego, br. Augustyna i br. Justyna. Całą uroczystość zewnętrzną ze zrozumiałych względów wyznaczono na 8 września. Dostojność tego faktu przeszła oczekiwanie Tenczyna. Zresztą na taką okazałość mieszkańcy Tenczyna sobie zasłużyli swą pracą. Uroczystą Mszę św. i procesję wokół kaplicy odprawił o. Remigiusz. „Kazanie podniosłe”, jak stwierdza kronika, wygłosił o. Wincenty. Kaznodzieja włożył w przemówienie całego ducha, gdyż w tym momencie przez niego dochodziły do głosu dwa wieki historii kościoła w Tenczynie. Uroczystość uświetnił chór kapucyński kleryków z Krakowa, straż pożarna z Pcimia z własnym sztandarem oraz tłumy ludzkie z okolicy, spragnione pobożności i sensacji. 

Plan duszpasterski o. Remigiusza w pierwszym rzucie obejmował restaurację duchową wioski. Na każdy pierwszy piątek miesiąca zjeżdżało paru naszych księży z Krakowa. Cała wieś szła do spowiedzi. Pierwsze piątki stały się niejako dniami skupienia dla Tenczyna. 

Następnie, stopniowo, wprowadza się uroczystości i nabożeństwa franciszkańskie w połączeniu z pobożnymi praktykami. Tak więc odnowa soborowa w pełni była realizowana na terenie Tenczyna przed Soborem. 

Ludzie cieszą się ogromnie, że już nie muszą chodzić do Lubnia 4-8 km. Codziennie mogą wysłuchać Mszy św. we własnej świątyni. 

Pierwsze rekolekcje wielkopostne w Tenczynie wygłosił o. Wincenty, a dla dzieci szkolnych o. Remigiusz. Pierwsza Komunia św. dzieci tenczyńskich także jest na miejscu, w kaplicy. Życie samo takie szlaki duszpasterskie wytycza, chociaż jeszcze brak oficjalnego placet kurii krakowskiej. 

Swego rodzaju przeżycie miała wioska z uroczystości 25-lecia kapłaństwa o. Remigiusza, o. Apolinarego i o. Stanisława. Kazanie okolicznościowe powiedział o. Wincenty. 

Trudności, zda się nie do pokonania, wyłaniają się w związku z uzyskaniem pozwolenia na budowę plebanii i zatwierdzenia planów. Cztery projekty odrzucono inżynierowi architektowi Majżukowi, motywując swój krok racjami mało poważnymi. Wreszcie i to dało się pokonać. Nadzór techniczny budowy ma sprawować Otto Fedak, architekt. 

Wykopy pod dom mieszkalny rozpoczęto 4 sierpnia 1958 r. o. Remigiusz mieszka w domu wieśniaków. Kamienie na plebanię i kościół ofiarował Józef Pajka, a cegłę wypalono na miejscu w dwu rzutach. 

W tym rozgardiaszu pracy nie zapomina się też o sprawach ducha. Pielgrzymkę złożoną z 10 osób wiezie do Częstochowy o. Wacław. 

Od nowego roku szkolnego o. Remigiusz zaangażował zdolną katechetkę, Zofię Łukaszewską z Krakowa, do uczenia religii dzieci. Ks. wikary z Lubnia zrezygnował z dojazdowego nauczania, wychodząc ze słusznego założenia, po cóż ma dojeżdżać z nauką do Tenczyna, skoro ksiądz jest na miejscu. 

Do wielkiego ołtarza (są i dwa boczne) przybywa wspaniały obraz Matki Bożej, Królowej Polski o motywach religijno-narodowych. Wymiar obrazu wynosi 180 na 110 cm. 

Wielkość kościoła, którego budowę rozpoczęto na wiosnę 1957 roku, nie odpowiadała naszym potrzebom i przyszłości. W grudniu więc poszerzono fundamenty stare o parę dobrych metrów na długości i szerokość. Dzisiaj się widzi, jak było roztropne owo poszerzenie fundamentów. Teraz praca posuwa się naprzód na dwu polach: plebanii i kościoła. 

Akcja duszpasterska idzie w parze z wysiłkiem fizycznym budowy i wcale nie zalega pola. Neoprezbiterzy o. Apoloniusz i o. Anzelm odprawiają prymicje, a temu ostatniemu prymicjantowi wygłasza okolicznościowe kazanie o. Wincenty. Tenże sam o. Wincenty przeprowadza adwentowe rekolekcje. 

Nasza pozycja w Tenczynie stabilizuje się przez erekcję domu zakonnego. Kuria Metropolitalna (27 XI 1958) w Krakowie wyraża zgodę swą słowami: „precibus annuentes… ad normam canonis 497 §1 consensum nostrum praestamnus”. Jeszcze potrzebna była aprobata Rzymu, która nadeszła w początkach roku 1959. 

Erekcja domu zakonnego to dla nas sukces, a dla wioski potrzebny jest samodzielny rektorat, innymi słowy: zerwanie z macierzą w Lubniu. W tym kierunku pójdą zabiegi duszpasterza o. Remigiusza. Usiłowania nie okazały się płonne, albowiem 5 VI 1959 r. Kuria Metropolitalna w Krakowie tworzy samoistną palcówkę duszpasterską w Tenczynie. Dokument wchodzi w życie 29 czerwca tegoż roku. Wreszcie ziściły się sny i pragnienia pokoleń tenczyńskich. 

Owoce zabiegów o. Remigiusza przejął o. Medard, mianowany pierwszym rektorem w Tenczynie. O. Remigiusza pożegnali Tenczynianie w smutku. Mowę odpowiednią do zebranego tłumu wygłosił o. Wincenty. O. Medard godnie zastąpił o. Remigiusza w dalszej pracy. „Robota szła” – jak mówi kronika. Nowy duszpasterz w Tenczynie słynął z budów, za które potem płacił kary, ale obiekt stał. Wierny swojej zasadzie ukończyłby kościół w Tenczynie, ale brakło mu czasu. Szalunek kasetonów był nieukończony i dlatego nie można było położyć stropu żelbetonowego. Nie uprzedzajmy faktów, bowiem „praca szła”. 

Na św. mikołaja 1959 r. mury nawy głównej osiągnęły wysokość naw bocznych. Równocześnie o. Medard dla siebie urządził pokój na plebanii i w Wigilię Bożego Narodzenia zamieszkał w domu zakonnym. Tym samym zakończyło się komorne i omiatanie cudzych progów. Choćby z tych pobieżnych faktów widać obraz ogromnej pracy i zapału u ludzi. 

Sami mieszkańcy Tenczyna, jak zapisano w kronice, twierdzili: „jeść nie będziemy, spać nie będziemy, krowy sprzedamy, ale kościół będziemy budować”. 

Nieraz zwątpienie narastało, osnute misterną pajęczyną mów dalszych i bliższych sąsiadów Tenczyna. Z powiatu dolatywały pogróżki, jakby pomruki jeszcze nieuchwytnej burzy. Były też i wyraźne powiedzenia smarowane czarną smołą pesymizmu, coś w rodzaju: „włosy na dłoni pierwej mi wyrosną, zanim oni kościół zbudują”. Tym pogaduszkom położył się w poprzek ambit chłopski i upór. Musimy kościół postawić – leciało przez wieś groźnie. 

Tymczasem „robota szła” – krów nie sprzedali na koszta budowy. Skąd mieli pieniądze? Sami Tenczynianie z dumą mówili: „kościoła my nie budujemy, lecz las go buduje”. drzewo z lasu było więc dochodem na świątynię Pańską. 

Do 5 czerwca 1960 roku mury wyciągnięto pod dach. Nad prezbiterium założono płytę i wtedy uderzył piorun w postaci zakazu dalszej budowy. Prezydium PRN w Myślenicach zabrania kontynuacji budowy pod pozorem, jak twierdzi kronika, braku obliczenia statycznego stropu. 

Rzadko uderzają nieszczęścia w pojedynkę, ósmego grudnia tego samego roku wojewódzki wydział wyznań nakazuje pod sankcjami opuszczenie Tenczyna OO. Kapucynom. Sytuację wyjaśnił arcybiskup Eugeniusz Baziak, zakazując stanowczo dawania posłuchu Wydziałowi Wyznań. „OO. Kapucyni wrócą do Krakowa z Tenczyna za moją zgodą i zezwoleniem” – miał się wyrazić rządca diecezji. 

W celu złamania oporu w sukurs przyszedł urząd finansowy nakładając podatek od kościoła w kwocie 285 tys. zł. Ludzie spłacili i to, z myślą i nadzieją otrzymania pozwolenia na skończenie kościoła. 

Do tych fiskalnych udręk dołączył się niepokój, jaki szerzyły władze administracyjne, strasząc ludzi rozbiórką świątyni, ponieważ stanęła niezgodnie z zatwierdzonym planem. 

Taki stan rzeczy przetrwał siedem lat gołych murów i lasu rusztowań wewnątrz i zewnątrz kościoła. 

Ludowi Tenczyna takie świadectwo wystawia kronika: „dobry, ofiarny, pobożny i kochany jest ten lud tenczyński. Pracuje się wśród nich ochotnie”. 

Cmentarz własny założono w 1959 roku, i tak ostatecznie zerwano jedyną nić wiążącą jeszcze Tenczyn z Lubniem. 

W maju 1962 roku odbyła się wizytacja duszpasterska w Tenczynie. Biskup sufragan Julian Groblicki nie szczędził słów pochwały dla wiernych „podziwiam waszą ofiarność – mówił biskup – wybudowaliście trzy obiekty: kaplicę, dom mieszkalny i ten na ukończeniu już kościół. Wprawdzie zła ręka zabroniła wam kontynuować budowę. możecie jednak budować ten drugi Kościół Boży w sercach waszych”. 

Na stanowisku rektora następuje zmiana w 1963 roku. Po o. Medardzie przychodzi o. Bolesław Wojtuń. Nowy 10 rektor uczynił następującą wzmiankę w kronice, a dotyczącą o. Medarda Parysza: „O. Medard szczerą sympatię i prawdziwą miłość zdobył” sobie w wiosce. 

Tenczyn rąk nie opuszcza, ani nie traci nadziei na skończenie kościoła. Delegacje, do których już się wdrożyli, objeżdżają różne referaty, biura, urzędy i kołacą o pozwolenie na dokończenie świątyni Bożej. 

Prawem następstwa jest: po deszczu przychodzi pogoda, po dniach chmurnych świeci słońce, a po burzy nastaje spokój. To prawo nie wyłączyło Tenczyna ze swej działalności. Kuria Metropolitalna w Krakowie (20 VI 1967) zawiadamia, że Tenczyn otrzymał pozwolenie z wydziału wyznań na dokończenie kościoła. W najbliższą niedzielę (25 VI 1967) o. rektor dzieli się radosną wieścią z wiernymi. Na temat reakcji ze strony ludu kronikarz pisze: „… Co, rzecz ciekawa, nie wzbudziło entuzjazmu ani radości”. Siedem lat daremnego oczekiwania i złudnych nadziei może znieczulicą sparaliżować największego optymistę i zgasić zapał najbardziej zapalonych. Kiedy wreszcie nadeszła wieść prawdziwa budowy kościoła, dla Tenczyna stała się mało prawdziwą i nadal wątpliwą. 

Przysłowiowa kropla zdążyła w duszach Tenczynian wydrążyć obojętność i pesymizm. Wydawało się pozornie, że wioskę przeżarła myśl: ciesz się nadzieją do ostatka, bo nadzieja głupich matka. Tymczasem przysłowie okazało się nieaktualne, lecz prawdziwe stały się słowa Mickiewicza z „Grażyny”:

Ale rozpaczy oddać się nie godzi; 

Jeśli nas dziś zawiodły nadzieje, 

Szczęśliwe jutro może wynagrodzić”. 

Przyszłość pokazała, ile mieściło się w duszach mieszkańców Tenczyna nadziei, a zwłaszcza zapału. To „jutro” wreszcie pokazało się prawdziwe i „szczęśliwe”. 

Na kontynuatora budowy świątyni wyznaczyły władze zakonne o. Remigiusza, który ją rozpoczął przed 8 laty. W tej sprawie kronika zaznacza: „Jego (o. Remigiusza – moja uwaga) tutaj przeznaczono, by doprowadził do końca rozpoczęte dzieło. O. Bolesław nie miał ochoty podjąć się tej pracy, więc zrezygnował z Tenczyna”. 

Na współpracownika przyszedł do tej odpowiedzialnej pracy o. Rudolf Jakubek, wytrawny i zdolny kapłan. Zaprawę nabył w Niemczech, gdzie się znalazł jako ochotnik, kapłan-robotnik, by nieść pomoc duchowną wywiezionym na przymusowe roboty polakom. Przy dekonspiracji groził za to obóz koncentracyjny i komora gazowa. Taki więc pomocnik zjawia się w Tenczynie, by do spółki z o. Remigiuszem wykończyć zaczęte dzieło Boże. 

Kłopotów co niemiara nastręcza wykreślenie nowych planów poszerzonej świątyni. W oczekiwaniu na załatwienie wymaganej dokumentacji, czasu się nie traci. Trzeba wymienić zbutwiałe rusztowanie, szalunek kasetonowy, szablony pod gzymsy, by z chwilą otrzymania ostatecznego zezwolenia, z pracą ruszyć całą parą. 

W domu zakonnym też się przeprowadza mniejsze remonty, a dla katechezy oddaje się dwa duże pokoje w tym celu wytynkowane i adaptowane. 

Pozwolenie na wszczęcie robót otrzymano 6 XI 1967 roku, a już 14 XI tegoż roku położono strop żelbetonowy na głównej nawie. Rekord w swoistych wówczas warunkach. 

Po zimie, wczesną wiosną, przystąpiono do odwodnienia gruntownego kościoła. Fronton i szczyty kościoła pokryto płytkami oraz założono więźbę dachową. Przed kryciem dachówką zainstalowano dwa krzyże: jeden na frontonie świątyni, a drugi na sygnaturce. 

Wreszcie po 7 latach kościół nakryto dachówką. Należy wspomnieć także o chodniku cementowym zewnętrznym do połowy wykonanym. Kościół wewnątrz otrzymał solidną podstawę cementową pod przyszłą posadzkę. 

W nowym kościele, ku radości ludu Tenczyna, odbyła się pierwsza Komunia św. dzieci i uroczystości maryjne (28-29 VII 1968) z udziałem bp. Groblickiego. 

W obecnym roku (1969) nastąpi dokończenie chodnika cementowego wokół kościoła, Założenie drzwi i osadzenie okien na cemencie. w planie jest także instalacja elektryczna i inne roboty wykończeniowe. 

Tenczyn, dawniej zapoznany, a do niedawna mało ceniony nawet przez niektórych braci o ciągotach miejskich, staje się z roku na rok coraz bardziej atrakcyjny. Na walorach Tenczyna jako miejsca wypoczynkowego poznali się trzej biskupi gorzowscy, którzy parotygodniowe wczasy urządzili sobie u nas w Tenczynie. 

Krótką i bardzo pobieżną monografię o kościele w Tenczynie napisałem z okazji 30-lecia istnienia naszej Prowincji. Chciałbym do tych złotych ram kapucyńskiej działalności jubileuszowej wpleść mały klejnocik pracy w Tenczynie. 

Historia jest nauczycielką życia, jak się zwykło aż do spowszednienia powtarzać.